Kooperatywy za granicą

Kooperatywy za granicą

Kooperatywy za granicą

Kooperatywy spożywcze (ale nie tylko!) mają się na Zachodzie dobrze. W sklepach (!) mających w nazwie „co-op” i „coop” znajdziesz jedzenie, ubrania, środki czystości, kosmetyki i wiele, wiele innych. Pora więc na kilka słów o nieco starszych spółdzielniach.

Powiedzmy sobie jedno – zachodnie kooperatywy miały o wiele lepszy start. I mają o wiele dłuższą historię. Nikt nie zawiódł ich członków centralnym sterowaniem (jak to było w przypadku polskiego „Społem”). Mogły się spokojnie rozwijać i cementować zaufanie starych i nowych członków. I przyciągać nowych ludzi nie tylko korzystniejszymi cenami, ale też samą ideą.

 

Duże, poważne spółdzielnie

Pewnie pamiętasz, że pierwsze spółdzielnie (spożywcze) założono jeszcze w XVIII wieku, a idea kooperatywności przyciągnęła i wciąż przyciąga naprawdę wiele osób. Kooperatywy na zachodzie dawno przestały być tam kojarzone z „hurraoptymizmem aktywistów” i przerodziły się w poważne spółdzielnie. Tak, duże, poważne spółdzielnie. Nie tylko spożywcze.

Większość kooperatyw ukrywa się tam pod hasłem „coop” (albo „co-op”). Jest to skrót od angielskiego co-operative (spółdzielnia, kooperatywa). Działają one jednak trochę inaczej, niż ich polskie odpowiedniczki. Ale tylko trochę.

Różnicę zobaczysz przede wszystkim w skali. W Polsce zrzeszonych jest w kooperatywach kilka tysięcy osób. W samych szwajcarskich lub brytyjskich „coopach” jest ich odpowiednio 2,4 i 4,5 miliona. Tak, ta różnica jest wręcz miażdżąca. Jednak patrząc na krótką karierę polskiej kooperatywności (w nowym wydaniu od 2010 roku!) nie mamy czego się wstydzić. Dopiero się rozkręcamy ;).

Na przykład działający dziś w Wielkiej Brytanii Coop ma 165 lat (w 1844 roku zrzeszył mniejsze kooperatywy spożywcze w jedną dużą spółdzielnię, podobnie jak zrobił to „Społem” w latach 20. XX wieku w Polsce). Pochodząca ze Szwajcarii sieć sklepów Coop (inna niż brytyjska, a sięgająca od Włoch do Norwegii; jak widać – nazewnictwo nie jest nazbyt innowacyjne, ale przynajmniej klienci wiedzą, o co chodzi) jest starsza od niemal wszystkich jej członków.

Do tego zachodnie kooperatywy oferują szerszy zakres usług niż w Polsce. Wiele z nich oferuje – poza produktami pierwszej potrzeby – usługi finansowe, ubezpieczeniowe, mieszkaniowe, prawne, a nawet… pogrzebowe (funeralcare) czy budowlane (spółdzielcza budowlanka nie jest niczym nowym, nawet w Polsce!).

Dużo tego, ale wszystko jest robione razem. Niezłe, nie? A jakby tego było mało – istnieje nawet domena .coop, z której mogą korzystać kooperatywy.

 

Może kartę rabatową…?

Gdy mówimy o zachodnich coopach, to mówimy raczej o korporacjach kooperatyw (tak!), które stawiają sobie za cel nie zysk, ale dobro klientów i dostawców. Brzmi to znajomo, jednak to złowieszcze słowo na „k” budzi pewne obawy. Niepotrzebnie. Chodzi o korporację, którą rozumiemy jako związek. No dobrze – mówmy: związek kooperatyw. Albo grupa. Niby to szczegół, ale nie chcielibyśmy, żeby ktoś uciekł z krzykiem ;).

Zachodnie coopy skupiają się na dostarczaniu dobrej jakości produktów i na idei kooperatywności. Najlepszym tego przykładem jest szwajcarska sieć sklepów Coop. Jej członkowie zobowiązują się do opłacania comiesięcznych składek. W zamian za to otrzymują kartę członkowską, która w gruncie rzeczy działa jak karta stałego klienta i uprawnia do zniżek (podobnie podeszła do tematu warszawska „Dobrze”). Ale to tylko pierwsze wrażenie – niech Cię nie zmyli.

 

Korpo-koop

Poza „codziennością” członków, czyli zakupami, są też „programowe” działania kooperatyw. Członkowie promują zdrowe żywienie, współpracują blisko z lokalnymi dostawcami. Środki ze składek członkowskich (wybierany przez wszystkich aktywnych członków – a jest ich sporo!) przeznaczane są na rzeczy takie jak obiady dla potrzebujących, warsztaty, szkolenia czy inne działania wspierające społeczność lokalną.

Wszyscy członkowie mają wgląd w sprawozdania finansowe spółdzielni i chętnie wysłuchują argumentacji wybranego demokratycznie zarządu. Decyzje dotyczące spraw ważnych są również podejmowane przez wszystkich. W gruncie rzeczy, każdy może być prezesem ;). I to nie tylko – jeśli ktoś ma dobre pomysły, ale brakuje mu nieco wiedzy, to może zostać wysłany na odpowiednie szkolenie :).

Zachodnie kooperatywy promują zdrowe odżywianie i oferują zdrowe produkty w korzystnych cenach. Nie brakuje im kreatywności! Pokazuje to najlepiej Lew z Cannes (taki marketingowy Oscar) w kategorii PR przyznany norweskiemu Coopowi za sugestywną akcję promującą żywność ekologiczną.

Owszem – można powiedzieć, że sukces komercyjny tej kooperatywy może niektórych razić (obrót był najwyższy od, o zgrozo!, 20 lat), ale nie należy zapominać, że większe przychody sklepów generują też większe zyski współpracujących rolników i większą aktywność sieci w społecznościach lokalnych. A to jest nie do przecenienia.

 

Czy taka będzie droga, którą ruszą polskie kooperatywy? Póki co na Zachodzie rośnie zainteresowanie zdrową żywnością, przez co grono członków coopów… też rośnie. Zyski spółdzielni (i społeczności) – również. Kooperatywy inwestują w nowe lokale, podwyższają płace pracownikom szeregowym, pracują na rzecz ludzi w okolicy. Nie ma już tabelek – są normalne zakupy, ale idea pozostaje ta sama. I o to chodzi!

Komentarze