Do ludzi… ale z czym?

Do ludzi… ale z czym?

Do ludzi… ale z czym?

Jeśli myślisz, że kooperatywy są skupione na sobie i są takim radosnym „kółkiem wzajemnej adoracji”, to możesz mieć rację i jej zarazem nie mieć. To trochę dziwne, nie sądzisz? Jak można mówić, że coś jest zarazem otwarte i zamknięte? W przypadku kooperatyw – można.

Na rzecz społeczności lokalnej działają w praktyce wszystkie kooperatywy w większych miastach. Mają też partnerów. Kooperatywa Grochowska współpracuje z ośrodkiem przy Paca 40, białostocka Współpracownia ma… Współpracownię, krakowska Kooperatywa Wawelska ma swój lokal przy ul. Curie-Skłodowskiej, „Dobrze” ma dwa sklepy, WKS współpracuje z Feminoteką. Członkowie tych kooperatyw są aktywni, bo mają gdzie zorganizować spotkania – czy to walne, czy to promocyjne. Mogą powiedzieć nie tylko „poznajcie nas” lub „cześć!”, ale też „witajcie u nas”.

Niektóre z kooperatyw nie prowadzą działalności dodatkowej i skupiają się wyłącznie na zamawianiu jedzenia. Tak bywa – nie każdy jest społecznikiem. Czasem nie ma jak ani z kim ruszyć tego tematu. Nie pomaga też to, że aby „wyjść do ludzi”, trzeba mieć do kogo wychodzić. Jednak niektóre kooperatywy działają lokalnie. I to prężnie!

No ale z czym do tych ludzi?

Z kilkoma różnymi rzeczami ;). Czasem to tylko akcje okolicznościowe, które mają na dobrą sprawę przyciągnąć ludzi i pokazać, jak działają kooperatywy. Takie spotkania są bardzo ważne, w ich trakcie można poznać nowe osoby, zapalić je do idei. Przyciągnąć tych, którzy nie wiedzą, czym jest kooperatywność i chcą zdrowo się odżywiać. Albo są jeszcze niezdecydowani.

Takie spotkania to czasem prezentacja kooperatywy, czasem wykład o zdrowym odżywianiu. Zależy od odbiorców, miejsca, prelegenta, itp. Zawsze w centrum jest zdrowa żywność i to, dlaczego warto po nią sięgać. To ona często przekonuje bardziej niż idee stojące za koopami. Każdy chce zdrowo się odżywiać, a przy okazji nie wydawać na to majątku.

Nie tak oczywiste

Kooperatywy wspierają też swoich członków i zapraszają do uczestnictwa osoby, których nie stać na regularne wpłaty na fundusz, a które potrzebowałyby pomocy w zdobyciu zdrowej żywności. Na nich idzie część środków z funduszy solidarnościowy.

Jeśli członkowie kooperatywy uznają, że warto spożytkować chociaż część środków zebranych na inne cele – decyzja jest wspólna i to tylko od grupy zależy, na co te pieniądze pójdą, komu pomogą lub co z ich pomocą można zorganizować. Może będzie to kolejny Zjazd Kooperatyw? Może akcja charytatywna na rzecz potrzebujących? Kto wie. Wszystko zależy od wspólnych decyzji.

No ale fajnie by było, gdyby nie lało się za kołnierz…

Jednak to wszystko musi się gdzieś odbyć. Owszem – latem fajne jest się spotkać na świeżym powietrzu, powylegiwać na trawie, posłuchać czegoś ciekawego na temat jedzenia podchrupując to i owo. Choć brzmi to przewrotnie – takie spotkanie to niezły sposób na spędzenie sobotniego lub niedzielnego popołudnia, zwłaszcza latem. Tylko co zimą?

Aktywność „niespożywczą” prowadzą najczęściej kooperatywy albo sformalizowane, albo związane – mocniej lub luźniej – z jakąś organizacją promującą ruchy społeczne. Często nawet jej członkowie są pracownikami tych organizacji. Te kooperatywy mają miejsce, w którym można się spotkać i zaprosić ludzi z zewnątrz. Mają po prostu swoją siedzibę. Niekiedy to tylko miejsce spotkań, chociaż często można w nim i odebrać dostawę w deszczowy dzień, i porozmawiać.

Organizując spotkania kooperatywy realizują „niepisany” regulamin – promocję świadomej konsumpcji, zdrowego odżywiania i troskę o drugiego człowieka. Są to czasem wykłady, czasem warsztaty DIY, kulinarne, plastyczne… Wielu członków kooperatyw nie ogranicza się jedynie do swojej „spożywczej” działalności i na co dzień zajmuje się zawodowo pracą na rzecz społeczności lokalnej. Trudno wtedy odróżnić ich zaangażowanie zawodowe od tego, co robią po godzinach. Z drugiej strony – trochę z nich szczęściarze ;). I dobrze!

Komentarze