Co z tych kooperatyw… wyrośnie?

Co z tych kooperatyw… wyrośnie?

Co z tych kooperatyw… wyrośnie?

Polskie kooperatywy spożywcze dopiero się rozkręcają. Pierwsza z nich skończyła siedem lat. Większość członków jest pełna entuzjazmu i chce coś zmienić. To naprawdę ważne! Naprawdę. Ale będzie dalej?

Siedem lat to dużo i niedużo. W tym czasie powstało ponad czterdzieści kooperatyw. Niektóre z nich zamieniły się w stowarzyszenia. Działają dwa coopowe sklepy. Zaangażowało się w to wszystko kilka do kilka tysięcy osób i kilkuset dostawców (jeśli nie więcej). Ile warzyw, owoców, słoików przetworów i innych produktów przewinęło się przez polskie kooperatywy – tego nie wie nikt. Naprawdę.

Odbyły się też cztery kongresy kooperatyw, ludzie się spotkali, wymienili doświadczeniami (również z gośćmi zza granicy), porozmawiali. I choć widać rozwój idei spółdzielczości w tym wydaniu, to można się zastanowić nad kierunkiem, w którym to wszystko pójdzie.

 

Dokąd z tym?

I tu pojawia się ciekawe pytanie – dokąd zmierzają polskie kooperatywy? Patrząc po przykładzie niektórych z nich („Dobrze”) – ku profesjonalizacji. Tak, brzmi to dziwnie: profesjonalizacja inicjatyw lekko anarchistycznych. Ale dokładnie o to chodzi.

Niektóre z nich zaczynają działać jak dobrze zarządzane spółdzielnie, które wychodzą coraz śmielej poza swoją „spożywczość”. Do tego w Polsce mamy dwa sklepy prowadzone przez kooperatywę „Dobrze”. Oba wciąż działają i przyciągają niemałą uwagę. Wydaje się, że droga obrana przez tę kooperatywę zdaje się właściwa. Na pewno zbliżona do zachodniej koncepcji kooperatywności.

Przypadek „Dobrze” jest ciekawy, bo nie jest to ani szczególnie „stara” kooperatywa (działa od lipca 2013 roku), ani największa (zrzesza około 300 osób). Jest jednak zarządzana w sposób bliski spółdzielniom zachodnim (i – tym polskim z lat 20. i 30. XX wieku), czyli łączy prowadzenie przedsiębiorstwa z wartościami spółdzielczości. Można powiedzieć, że członkowie „Dobrze” wzięli się za sprawę porządnie.

 

Przede wszystkim – bądź fair. Nie tylko wobec członków

Kooperatywy-firmy są fair wobec wszystkich – zatrudniają ludzi pracujących w sklepach na podstawie normalnych umów o pracę („Dobrze”), dzielą się z osobami potrzebującymi pomocy, pozostają transparentne, mają osobowość prawną, płacą podatki i nie ukrywają się za swoimi stanowiskami. Jest to bardzo ciekawy kierunek rozwoju.

Widać wyraźnie (i bardzo dobre) inspiracje spółdzielniami zachodnimi. Żeby było ciekawiej – takie kooperatywy zarządzane są prawie tak, jak normalne przedsiębiorstwa (korporacje). Jednak niech Cię to nie zmyli – mają wciąż wyraźny rys społeczny. Można nawet powiedzieć, że podobnie działały przed wojną sklepy „Społem”. Ale to już zupełnie inna historia.

 

Miejsca dla prezesa brak. Wciąż

Ale czy wszystkie kooperatywy pójdą w tym kierunku? Raczej nie. Wiele z nich pozostanie przy swoim pierwotnym i oddolnym charakterze. Niechęć do formalizacji i papierologii jest zauważalna w ich działaniach. Pozostaną „oddolne” – w całej okazałości. Będą pewnie się borykać ze zwykłymi bolączkami, ale jej członkowie będą mieli też poczucie, że to, co robią jest ważne. I będą mieli w stu procentach rację.

Część na pewno pójdzie za przykładem „Dobrze” i wybierze drogę formalizacji. Da im to szansę nie tylko na prowadzenie normalnej działalności i świecenie przykładem na rynku pracy. Da im to przede wszystkim szansę na zjednoczenie. Tak, zjednoczenie kooperatyw w Polsce pod jednym szyldem. Coś takiego odbyło się na Zachodzie wiele lat temu.

Dzięki temu sklepy Coop można spotkać niemal w każdym większym mieście Niemiec, Włoch czy Norwegii. I chociaż zatraciły one część swojego spontanicznego i oddolnego charakteru, to zyskały coś, na czym zależy wielu członkom – zwiększyli świadomość ludzi i dotarły ze zdrową żywnością do tych, którzy chcą ją jeść. Przy okazji pomogły lokalnym rolnikom. A o to w końcu chodzi w kooperatywach.

Komentarze